niedziela, 23 listopada 2008

Niedzielne śniadanie


W niedzielę jest zawsze więcej czasu na przygotowanie śniadania. I myślę, że w niedzielę można zapomnieć o liczeniu kalorii i pozwolić sobie na słodkie Kaiserschmarrn. Jesto właściwie potrawa przyrządzana na deser. My jednak jemy ją na śniadanie. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić zjedzenia tego obfitego dania po obiedzie.

Nazwa Kaiserschmarrn (lub Kaiserschmarren) nie brzmi zachęcająco. Schmarren to śmieci, ścinki, duperelki. Dlatego warto się skupić na pierwszym członie nazwy: Kaiser to cesarz. 

Znam dwie wersje historii powstania tej potrawy. Obie dotyczą Franza Josepha. Pierwsza mówi o tym, podczas pobytu w Salzkammergut przygotowano dla cesarza bardziej wykwitną wersję tzw. Holzfällerschmarrn (Holzfäller = drwal). Drwale do najbogatszych nie należeli. Potrzebowali jednak czegoś pożywnego. Kaloryczne i tanie - takie są Holzfällerschmarrn - usmażone na smalcu i porwane na kwałki placki z mąki i wody z dodatkiem słoniny. Latem, gdy w lesie pojawiały się jagody, dodawano je zamiast słoniny. Dla cesarza trzeba było przyrządzić coś wyjątkowo. Wodę zastąpiono mlekiem, a jagody - rodzynkami, rumem i cukrem. I tak oto z Holzfällerschmarrn powstały Kaiserschmarrn.

Jest też druga wersja ich powstania - dużo mniej romantyczna. Franciszek Józef był wielkim amatorem różnorakich ciast i deserów. Zwłaszcza placków i racuchów. Gdy nadwornemu kucharzowi racuchy sie nie udały i zniszczyły podczas smażenia, dostawała je służba. Były to "śmieci" (Schmarrn), które nie nadawały się dla cesarza. Wszystkim jednak bardzo smakowały (te rodzynki, rum, cukier...). Szybko więc trafiły na austriackie stoły.
Która wersja jest prawdziwa? Jak to zwykle w przypadku legend - nie wiadomo. 
W każdym razie warto spróbować Kaiserschmarrn.





Składniki:

3 jajka
100 g mąki
200 ml mleka
3 łyżki cukru
rodzynki 
masło
1-2 łyżki rumu
cukier puder do posypania


Zaczynamy od oddzielenia żółtek od białek i ubicia piany. Następnie rozpuszczamy na patelni masło i wrzucamy do niego rodzynki, żeby napęczniały. W tym czasie żółtka, mąkę i mleko miksujemy na gładką masę. Ostrożnie dodajemy pianę. Ciasto wlewamy na patelnię i smażymy pod przykryciem - najpierw z jednej, potem z drugiej strony. Nie martwicie się, jeśli podczas przewracania na drugą stronę placek się rozpadnie, bo gdy już się przyrumieni z obu stron, trzeba go porwać przy pomocy dwóch widelców na małe kawałki. Następnie, ciagle smażąc, posypujemy go cukrem i delikatnie mieszamy. Gdy cukier zacznie się karmelizować, polewamy Kaiserschmarrn rumem i podpalamy. Czekamy aż płomień sam zgaśnie i przekładamy na talerze. Podajemy z cukrem pudrem.
Tradycyjnie je się Kaiserschmarren z powdiłami śliwkowymi. My lubimy pokropione sokiem malinowym.

Smacznego!


środa, 19 listopada 2008

City bike - rowerem po Wiedniu


Gdy pisałam poruszaniu się po Wiedniu, nie wspomniałam o rowerach. Postanowiłam poświęcić im osobny post. Rowerem można nie tylko dojechać do Wiednia. W mieście czeka ponad 1000 km ścieżek rowerowych. Są one zadbane i całkiem nieżle oznakowane. Informacje dotyczące ścieżek rowerowych w Wiedniu można znaleźć tutaj.

W Wiedniu jest też coś dla tych, którzy własnego roweru nie mają (ze sobą). Po całym mieście rozproszonych jest 50 stacji Citybike. O każdej porze dnia i nocy można na każdej z nich wypożyczyć lub odstawić wypożyczony rower. 




stacja Citybike na tyłach Katedry Św. Szczepana



Wszystko odbywa się automatycznie przy pomocy terminalu podobnego trochę do bankomatu. Potrzebna też jest karta - bankomatowa austriackiego banku, dowolna kredytowa lub Citybike Tourist Card. Tą ostatnią można zdobyć w Royal Tours przy Herrengasse 1-3 w I dzielnicy miasta (w samym centrum) lub w Pedal Power przy Ausstellungsstrasse 3 w II dzielnicy, a także w wielu hotelach i pensjonatach. Jej koszt to 2 euro dziennie. Aby móc wypożyczyć rower, korzystając z austriackiej karty bankomatowej lub karty kredytowej, należy się wcześniej zarejestrować. Można to zrobić przez internet lub w każdym terminalu Citybike. Pobierana jest wtedy jednorazowa w wysokości 1 euro. I tyle. 

Jeśli uda nam się odpowiednio zaplanować pedałowanie po mieście, nie zapłacimy za tą przyjemność ani grosza więcej. Każda pierwsza godzina jeazdy jest za darmo. Wystarczy po 55-minutowej (te 5 minut polecam odliczyć dla pewności) przejażdżce odstawić rower na jednej ze stacji, odczekać 15 minut i znowu wypożyczyć rower. Kolejna godzina po tej 15-minutowej przerwie uznawana jest za pierwszą rozpoczętą i jest gratis. Druga rozpoczęta godzina kosztuje już 1 euro, trzecia godzina jazdy - 2 euro, a czwarta i każda następna to koszt aż 4 euro. Po przekroczeniu 120 godzin naliczana jest opłata w wysokości 600 euro! Lepiej nie "zapominać" o oddaniu roweru.

Gdzie znajdują się stacje Citybike, cennik, odpowiedzi na najczęsciej zadawane pytania i masę informacji o miejskich rowerach można przeczytać tutaj.

Nie są to co prawda najlepsze rowery, o przerzutkach nie ma co marzyć, ale w mieście sprawdzają się całkiem dobrze i jeżdzi się na nich zupełnie przyjemnie. Oczywiście w Wiedniu są też tradycyjne wypożyczalnie rowerów. Z lepszymi rowerami i wyższymi cenami. Warto jednak zainwestować w lepszy rower, gdy chcemy udać się na dalszą lub trudniejszą wyprawę - np. na Kahlenberg.

A sezon rowerowy w Wiedniu jeszcze trwa. Na stronie Citybike znajdziemy informacje o tym, jak najwygodniej dojechać miejskim rowerem na jarmarki adwentowe. Dopiero w oklicach 24. grudnia rowery trafią do magazynów, skąd wrócą, w zależności od pogody, na przełomie lutego i marca.









sobota, 15 listopada 2008

Es weihnachtet, czyli Jarmark Adwentowy w Wiedniu


No i zaczęło się.
Tłumy zmarzniętych i snujących się po mieście turystów, którzy czekają, aż się ściemni i wreszcie będą mogli chłonąć (przed)świąteczną atmosferę jarmarku. Młodzież (i nie tylko) na mniejszym lub większym rauszu po rozgrzaniu się (stanowczo za drogim - w tym roku 3,50 € + 2,50 € kaucji za kubek) Punschem. Masa ludzi w metrze i tramwajach. Oblężone sklepy (niestety, nie tylko te z artykułami świątecznymi).

Ale to nic, bo i tak jest pięknie. Zwłaszcza, gdy wszystkie świetlne świąteczne dekoracje rozbłysną nad wiedeńskimi ulicami, a wszędzie pachnie Punschem, grzańcem i pieczonymi kasztanami.
Es weihnachtet to jedno z moich ulubionych zdań po niemiecku. Po polsku powiedziałabym świątecznieje. No i od dzisiaj w Wiedniu świątecznieje już na całego. Bożonarodzeniowe pierniczki pojawiły się w sklepach już co prawda w połowie września, ale było na tyle ciepło tej jesieni, że chyba nikt nie dał się wtedy jeszcze porwać przedwczesnej atmosferze świąt. Teraz już nie ma ucieczki. I nie widzę też powodów, aby uciekać.


kataryniarz na Christkindlmarkt pod Ratuszem


Co roku powtarzamy sobie, że to już ostatni raz, że jeśli w ogóle pójdziemy na jarmark, to z naszymi gośćmi, żeby im pokazać, że mamy dość, że za dużo ludzi, że to czysta komercja. Jakoś nam się nie udaje. I nie żałujemy. Nic się nie równa ze smakiem gorących kasztanów obieranych przemarzniętą dłonią, którą za chwilę można ogrzać, trzymając gorący kubek z parującym Punschem. Nie ma nic lepszego niż jego zapach i to uczucie powolnego rozgrzewania całego ciała wśród tych wszystkich kramów i świateł.



kram z bombkami pod Ratuszem



kram z dekoracjami świątecznymi pod Ratuszem



stoisko z Punschem i grzańcem pod Ratuszem



aniołki na stoisku pod Ratuszem


Oprócz zdradliwego Punschu (lepiej odczekać, zanim się sięgnie po następny), kasztanów i innych pyszności (kandyzowanych owoców, waty cukrowej, pierników, owoców w czekoladzie, migdałów i orzechów w cukrze, precli, kiełbasek, placków ziemniaczanych...) można kupić (lub tylko pooglądać) świąteczne ozdoby, bombki, kartki, kalendarze, maskotki, czapki, szaliki, torebki, swetry, wyroby ze szkła... Co konkretnie oferuje każdy z niespełna 140 kramów, można sprawdzić
tutaj. Ta strona dotyczy najbardziej znanego i największego jarmarku w Wiedniu, który odbywa się co roku na Rathausplatzu przy Ringu.



Christkindlmarkt pod Ratuszem



ciuchcia na jarmarku pod Ratuszem



Christkindlmarkt pod Ratuszem


Nie jest to jedyny jarmark adwentowy - Christkindlmarkt - w Wiedniu. Mniejsze i przez to może nawet ciekawsze, bo bardziej kameralne, odbywają się w wielu miejscach w mieście:
  • na placu Freyung (w samym centrum)
  • na Spittelberg w 7. dzielnicy
  • przed pałacem Schönbrunn
  • na dziedzińcu starego AKH, czyli w campusie
  • na Karlsplatzu przed kościołem Karola Boremeusza
  • przed pałacem Belveder
  • na placu Am Hof (w samym centrum)
  • przy Mahlerstraße (w samym centrum)
  • na placu Marii Teresy (przy Ringu)
  • w pałacu Pálffy przy Josefplatzu (w samym centrum)
  • przed kościołem Maria Hilf w 6. dzielnicy
  • na Viktor Adler Platz w 10. dzielnicy
  • na Meidlinger Platzl w 12. dzielnicy
  • w parku Türkenschanz w 18. dzielnicy
  • na Franz-Jonas-Platz w 21. dzielnicy
Jest, co zwiedzać...

Tradycja jarmarków w Wiedniu sięga 1296 roku, kiedy to Albrecht II Habsburg nadał wiedeńskim kupcom i handlarzom przywilej organizowania jarmarku w grudniu. W XVI wieku odbywał się on w okolicach Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku pod nazwą Thomasmarkt. Wtedy oprócz dotychczas sprzedawanych artykułów spożywczych i tekstyliów, zaczęto oferować pierniczki i inne słodkie wypieki. W XVIII wieku jarmark nazywany był Nikolo- und Weihnachtsmarkt (Jarmarkiem Mikołaja i Bożonarodzeniowym) lub Krippenmarkt (Jarmarkiem Szopek).

W czasach Kongresu Wiedeńskiego wprowadzonno zwyczaj obdarowywania się prezentami z okazji Świąt. Jak można odczytać z ówczesnych rachunków, sprzedawano wtedy na jarmarku m.in. aniołki, posrebrzane orzechy, lusterka, świeczki, portfeliki...

Prawdziwie świąteczny jarmark z choinką i świątecznymi ozdobami pojawił w okresie Biedermeier, kiedy to arystokracja austriacka przejęła niemiecką tradyję choinki bożonarodzeniowej.

Pierwsze jarmarki odbywały się w samym centrum miasta. Do najstarszych należy ten na placu Am Hof. Obecnie najsłynniejszy jarmark, do którego ciągną tłumy z całej Europy (3 miliony odwiedzających, w tym 500 000 z zagranicy), jest stosunkowo młodziutki. Pierwszy Christkindlmarkt pod Ratuszem odbył sie dopiero w 1975 roku.

środa, 12 listopada 2008

Pierwsza Republika


Tak się jakoś złożyło, że listopad pełen jest ważnych rocznic i wydarzeń. Nie tylko zresztą dla Austrii. Wczoraj w Polsce obchodzono rocznicę odzyskania niepodległości. W Wiedniu od wczoraj od 11:11 można legalnie jeść pączki - uroczyście rozpoczął się Karnawał. Pisały o tym wszystkie gazety. A dziś zamieściły relacje z imprez.

W dzisiejszych gazetach znaleźć też można było mniej lub bardziej krótkie artykuły przypominające o tym, że 90 lat temu upadła Monarchia Habsburska i proklamowano Republikę Austrii. Dzisiejszy dzień nie jest świętem narodowym, nie jest to dzień wolny od pracy. Nie organizuje się akademii w szkołach ani tym bardziej prezydenckich bali i nie składa kwiatów przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Uroczyście i radośnie Austriacy obchodzą 26. października. Tego dnia w 1955 opuścili kraj ostatni alianci. Chyba potrafię zrozumieć, że odejście ostatniego żołnierza Armii Czerwonej jest większym powodem do radości niż koniec monarchii. W tym roku przypada jednak okrągła rocznica listopadowych wydarzeń. Dlatego w Parlamencie można oglądać wystawę dotyczącą ostatnich 90 lat historii Austrii - pójdę, zobaczę, sfotografuję i opiszę. Telewizja ORF przygotwała dwa filmy dokumentalne opowiadające o I wojnie światowej i początkach republiki. Sama jestem ich bardzo ciekawa. Pierwszy można oglądać jutro o 21:05 na ORF 2, drugi - tydzień póżniej.

Ten drugi zapowiada się ciekawie, tym bardziej, że upadek monarchii i proklamacja republiki nie odbyły się ot tak sobie i towarzyszyły im bardzo ciekawe wydarzenia. Opiszę je w swoim blogu na pewno. I to całkiem niedługo...



niedziela, 9 listopada 2008

Kryształowa Noc


Dokładnie 70 lat temu miał miejsce zorganizowany przez Goebbelsa i przeprowadzony przez NSDAP wraz z SA pogrom ludności żydowskiej. Od ogromnej ilości wybitych tej nocy szyb został nazwany Kryształową Nocą.
Tej nocy w całej Rzeszy (Austrii i Niemczech) prawie wszystkie synagogi stanęły w płomieniach, żydowskie sklepy zostały splądrowane i zniszczone, a Żydzi byli napadani, bici, upokarzani, aresztowani we własnych mieszkaniach.





Żydzi pojawili się w Wiedniu w XII wieku. W XIII osiedlili się wokół Placu Żydowskiego (Judenplatz). Do 1421 roku stanowił on centrum gminy żydowskiej w Wiedniu. Sięgała ona od północy do kościoła Maria ma Gestade, od zachodu aż po Graben, od wschodu - po Tuchlauben, a od południa - po plac Am Hof. Gmina liczyła 70 domów, a ich tylne ściany tworzyły mur ograniczający getto. Prowadziły do niego 4 bramy. Przy placu znajdowały się szpital, szkoła, dom rabina oraz łaźnia.



Judenplatz - Plac Żydowski



Synagoga zajmowała jedną trzecią placu i znajdowała się pomiędzy obecną Jordangasse i Kurrentgasse. Została ona zniszczona podczas porgromu Żydów w latach 1420-1421. Odbył się on na rozkaz arcyksięcia Alberta II Habsburga (ojca "matki królów", Elżbiety Rakuszanki). Żydzi, którzy nie zostali aresztowani, wygnani lub spaleni, popełniali samóbojstwo w synagodze, aby uniknąć przymusowego chrztu.







25.10.2000 został odsłonięty na Placu Żydowskim Pomnik Ofiar Holocaustu (Mahnmal für die 65.000 ermordeten österreichischen Juden und Jüdinnen der Shoah). Zaprojektowała go brytyjska artystka Rachel Whiteread. Wyryte są na nim nazwy obozów, w których podczas II wojny światowej byli mordowani Żydzi



Pomnik Ofiar Holocaustu



Pomnik Ofiar Holocaustu




Pomnik Ofiar Holocaustu



Ponadto przy Placu Żydowskim znajduje się jedna z najstarszych budowli Wiednia - kamienica "Pod wielkim Jordanem". Pod reliefem przedstawiającym chrzest Jezusa w Jordanie widzimy tablicę upamiętniającą wydarzenia z 1421 roku.




relief i tablica na kamienicy "Pod wielkim Jordanem"



Obecnie życie gminy żydowskiej w Wiedniu, która liczy ok. 7000 osób, toczy się głównie po drugiej stronie Kanału Dunajskiego, w II dzielnicy - Leopoldstadt. W Wiedniu działają żydowskie przedszkole, szkoła, dom starców oraz klub sportowy Hakoah Wiedeń. Istnieje oczywiście kilka synagog.



Miejska Synagoga w I dzielnicy Wiednia


piątek, 7 listopada 2008

Komunikacja w Wiedniu


Pisałam już o tym,
jak dojechać do Wiednia. Czas najwyższy na kilka słów o tym, czym i jak poruszać się po Wiedniu.

Na pewno nie samochodem. Korki, wieczny brak miejsc do zaparkowania, za które w dzielnicach od 1 do 9 (centrum i okolice), w 15 i przy niektórych ulicach 20 trzeba płacić przy pomocy biletów parkingowych (Parkschein), które wcale nie tak łatwo kupić, a kosztują 0,60 € za każde pół godziny. Postój jest płatny co prawda tylko w od rana do wieczora w dni powszednie, ale weekndy znalezienie wolnego miejsca graniczy z cudem. Myślę, że udało mi się obrzydzić podróżowanie po Wiedniu samochodem.

No dobrze, ale co zrobić w takim razie z autem, jeśli się przyjedzie nim do Wiednia? Zaparkować w dzielnicy, w której postój jest bezpłatny i przesiąść się na komunikację miejską. Można też skorzystać z tzw. P+R (Park and Ride), czyli tanich (3 € za dzień) parkingów przy skrajnych stacjach metra, skąd można z łatwością dostać się do centrum. Listę tych i innych (droższych) parkingów oraz wszelkie informacje dotyczące parkowania w Wiedniu można znaleźć tutaj.

Komunikacja miejsca w Wiedniu to metro (U-Bahn), tramwaje, autobusy i szybka kolejka miejska (S-Bahn) oraz linie nocne (Night Line). Nikt nie wie, jak to jest możliwe, ale jakimś cudem środki komunikacji miejskiej jeżdżą często (w godzinach szczytu nawet co 3 minuty) i stosunkowo punktualnie. Oczywiście, że zdarzają się awarie (ostatnio wyjątkowo często na linii U4). Gdy tylko pociąg/tramwaj/autobus mają mieć opóźnienie, pasażerowie są o tym natychmiast informowani przez megafony na stacjach/przystankach.



przystanek tramwajowy Margaretengürtel

Bilet na nieprzerwany przejazd w jedną stronę (można się przesiadać) nie jest najtańszy (1,70 €, kupowany w pojeździe kosztuje 2,20
). Ale jeśli jesteśmy w Wiedniu dłużej i/lub większą grupą, to da się jeździć taniej. Możliwości jest sporo:
1) Wiener Einkaufskarte - 4,60

ważna codziennie od poniedziałku do soboty od 8:00-20:00

2) 24 Stunden Wien-Karte - 5,70

ważna przez 24 godziny od skasowania

3) 48 Stunden Wien-Karte - 10,00

ważna przez 48 godzin od skasowania

4) 72 Stunden Wien-Karte - 13,60

ważna przez 72 godziny od skasowania

5) Wochenkarte - 14,00

ważna od poniedziałku do następnego poniedziałku do 9:00

6) 8-Tage Karte - 27,20

ważna od momentu skasowania do godziny 1:00 w nocy dnia następnego
składa się z ośmiu odcinków, które można wykorzystać na osiem dowolnych całodziennych przejazdów, np. osiem (niekoniecznie kolejnych) dni jeżdżenia dla jednej osoby lub dwa dni jeżdżenia dla czterech osób itp. itd.

7) Wien-Karte - 18,50

ważna przez 72 godziny od skasowania dla jednej osoby i dziecka do 15. roku życia
ponadto zapewnia tańsze wstępy do muzeów i zniżki w wybranych restauracjach
i sklepach
dodatkowe informacje tutaj.





Bilety (oprócz Wien-Karte) można kupić w automatach na stacjach metra, w tzw. Vorverkaufsstelle na niektórych stacjach metra i w większości tabaków. Wien-Karte kupimy w Vorverkaufsstelle oraz w wiedeńskich hotelach.
Żaden z wymienionych przeze mnie biletów nie jest imienny, więc moźe korzystać z nich więcej osób (oczywiście nie jednocześnie). Zniżek dla studentów nie ma. Za pół ceny (dotyczy tykzy wyłącznie pojedynczych przejazdów) mgą jeździć rowery, psy i dzieci od 6 do 15 roku życia (młodsze nie płacą nic).

Wszystkie informacje dotyczące m.in. biletów i rozkładów jazdy są dostępne tutaj. Na tej stronie można też sprawdzić, czym dojechać z jednego miejsca w mieście w drugie.


środa, 5 listopada 2008

Campus i biurokracja na uniwersytecie, czyli student też człowiek


Campus uniwersytecki jest bardzo ciekawym miejscem. Jeszcze ciekawiej robi się na myśl o tym, że zajmuje on mury dawnego szpitala, a częścią całego kompleksu jest słynna Wieża Wariatów (Narrenturm) - dawny szpital psychiatryczny, który kryje dziś w swoich murach Muzeum Anatomii Patologicznej.




plan campusu



Das Alte Allgemeine Krankenhaus (Altes AKH), czyli stary szpital, powstał na życzenie cesarza Józefa II pod koniec XVIII wieku. Za panowania Franciszka Józefa został rozbudowany, a już pod koniec XX wieku zamknięty. Do szpitalnych budynków wprowadziły się instytucje uniwersyteckie, biblioteki, a także księgarnie, punkty ksero, biuro podróży, nauka jazdy... Odbywają się tu wykłady. Wybudowano minimarket. Powstała knajpka z browarem o wymownej nazwie "Ambulanz". Na jednym z dziedzińców co roku odbywa się niewielki jarmark adwentowy, na którym można przede wszystkim napić się grzańca i coś przegryźć.





browar Ambulanz - pogotowie ratunkowe dla studentów



W campusie jest bardzo przyjemnie i spokojnie, mimo że znajduje się on przy dość ruchliwej ulicy blisko centrum (dwa przystanki tramwajowe od głównego gmachu uniwersytetu). Jego ciche dziedzińce pełne są zieleni. Można tam naprawdę odetchnąć miedzy wykładami lub podczas przerwy w załatwianiu masy spraw papierkowych.




przejście z dziedzińca na dziedziniec




przejście z jednego dziedzińca na drugi




Nie da się ukryć, że Austria zasłużenie słynie z nadmiaru biurokracji. Załatwienie zaliczenia egzaminów zdanych na innych uczelniach wymaga minimum dwóch wizyt w głównym gmachu uniwersytetu, a potem minimum dwóch w campusie. To minimum jest prawie niemożliwe do osiągnięcia, chociaż szczęściarze się zdarzają... Na Uni Wien nie ma indeksów. wszystkie oceny są w systemie komputerowym i każdy student ma dostęp do swoich ocen 24 godziny na dobę. Mimo to przed obrona pracy trzeba przepisać ręcznie wszystkie nazwy przedmiotów z datami egzaminów oraz z ocenami, jakie się uzyskało. Te papiery (+cały stos innych) wędrują wraz ze ściągniętymi z systemu i wydrukowanymi ocenami do odpowiedniej instytucji. A potem trzeba osobiście pojechać za nimi do tejże instytucji, żeby się dowiedzieć, czy jest wszystko w porządku i odebrać kolejny formularz do wypełnienia...

Biurokracja jest straszliwa, ale na szczęście student nie jest pozostawiony sam sobie. Naprawdę wszyscy (od profesorów poprzez ich sekretarzy az po panie wydające formularze) są bardzo mili, cierpliwi i pomocni. Sekretariaty są otwarte w tych godzinach, jakie widnieją na drzwiach. Profesorowie o wszelkich zmianach terminów konsultacji informują z odpowiednim wyprzedzeniem w swoich sekretariatach, na drzwiach gabinetów i (jeśli mają) na swoich stronach www. Wszyscy starają się pamiętać nazwisko studenta i zwracac sie do niego per pani/pan X (zwracanie się "Frau Kowalska" w języku niemieckim jest formą grzecznościową i świadczy o szacunku do drugiej osoby). Profesorowie i ich sekretarki dotrzymują słowa, odpisują dość szybko na maile, pożyczają własne książki, a czasem nawet kserują wybrane rozdziały. Prace semestralne też jakimś cudem nie giną. No i jeszcze coś, co mnie zszokowalo (potem się przyzwyczaiłam): podczas konsultacji profesor staje w drzwiach gabinetu, prosi studenta do siebie, wita go usciskiem dłoni, proponuje krzesło, cierpliwie wysłuchuje, często robiąc notatki, a na pożegnanie odprowadza do drzwi i życzy milego dnia. To, że konsultacje odbywają się punktualnie, a za najdrobniejsze spóźnienie profesorowie przepraszają studentów wydaje się być w tej sytuacji całkowicie naturalne.

wtorek, 4 listopada 2008

Uni Wien


Nie mam już zajęć na uniwersytecie, ale musiałam odwiedzić bibliotekę. Aparat miałam oczywiście ze sobą.


główne wejście do Hauptgebäude


Byłam w głównym budynku uczelni (Hauptgebäude), który mieści się przy Ringu. Jego budowę pod koniec XIX wieku sfinansował Simon Freiherr von Sina (pisałam o nim w notce dotyczącej Greków w Wiedniu).
Autorem projektu był Heinrich von Ferstel - ten sam, który zaprojektował m.in. Kościół Wotywny w Wiedniu i przebudowę w stylu neogotyckim Kościoła Zbawiciela w Bielsku-Białej.



klatka schowa w głównym budynku uniwersytetu




klatka schodowa z pomnikiem Franciszka Józefa



Uniwersytet został założony jednak dużo wcześniej, bo w 1365 roku przez cesarza Rudolfa IV. Jest tym samym najstarszym uniwersytetem w krajach niemieckiego obszaru językowego. Jako największa uczelnia w krajach niemieckojęzycznych liczy on obecnie ponad 72000 studentów i ponad 7000 pracowników (ponad 6000 to pracownicy naukowi).

W głównym budynku mieści się tylko część wydziałów uczelni. Pozostałe porozrzucane są po całym mieście - np. Wydział Translatoryki znajduje się w 19. dzielnicy Wiednia.



latarnia przy głównym wejściu na uczelnię




na uniwersyteckim dziedzińcu



Najsławniejszym studentem Uniwersytetu Wiedeńskiego był chyba Zygmunt Freud. Mury uczelni opuściło jednak kilku noblistów (głównie w dziedzinie medycyny i fizyki), cenieni austriaccy pisarze jak np. Schnitzler czy von Hofmannsthal oraz politycy, np. Masaryk oraz Schüssel - były kanclerz Austrii.



główne drzwi prowadzące na uniwersytet


Dołączyć do tego grona wcale nie jest trudno (nawet jeśli już się studiuje w Polsce).

Najprostszym i najtańszym sposobem (bo póki co studia w Austrii są płatne - ok. 390 euro na semestr) jest załatwienie sobie miejsca w programie Erasmus. Wtedy nie płacimy za studia i dostajemy niewielkie stypendium (starcza na wynajęcie pokoju). Jak to załatwić, zależy oczywiście od polskiej uczelni. I na 100% na każdej polskiej uczelni jest przynajmniej jedna osoba, która wie wszystko na ten temat. Cała sztuka polega na dotarciu do tej osoby. Potem już musi pójść jak z płatka. No chyba, że uczelnia nie ma podpisanej umowy z Uniwersytetem Wiedeńskim... Należy też pamiętać, że jako "Erasmus-Student" spędza się w Wiedniu tylko określony czas i nie uzyskuje się dyplomu ukończenia tutejszego uniwersytetu.

Zawsze można rozpocząć studia na Uni Wien na własną rękę. Są dwie możliwości:
1) świeżo po maturze, nalepiej z certfikatem językowym w kieszeni (żeby nie musieć zaliczać kursu niemieckiego dla przyszłych studentów, który oznacza stratę czasu i pieniędzy) należy złożyć papiery (można drogą pocztową); po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi pozostaje tylko zapłacić za semestr i już można czuć się studentem wiedeńskiej uczelni

2) nie tak świeżo po maturze, w trakcie studiów w Polsce można się przenieść na Uniwersytet Wiedeński; potrzebny jest do tego stos papierów, tłumaczeń (oczywiście przysięgłych); trzeba się też najeździć na uczelnię, ale jest to do załatwienia - tym bardziej, że można liczyć na pomoc tzw. Studienprogrammleiter i ich sekretariatów
Ja jestem najlepszym przykładem, że drugi sposób działa.

Wszystkie informacje, dane, nazwiska można znależć na stronach uniwersytetu: http://www.univie.ac.at/.



widok na dziedziniec uczelni


dziedziniec uniwersytetu



Studiowanie tutaj jest całkiem przyjemne i bardzo rozwijające. Wymaga jednak wewnętrznej motywacji. Nie ma tu stałego planu godzin. Można chodzić w danym semestrze na tyle zajęc, na ile się chce i przystępować do tylu egzaminów, na ile ma się siły i ochotę. W przypadku oblania wszystkich terminów egzaminu (a tych bywa sporo), wystarczy podejść do niego w następnym semestrze, albo w jeszcze następnym... Dlatego jest tu sporo "wiecznych studentów", a większość osób broni się w wieku mniej więcej 26-28 lat. Ja byłam najmłodsza na moim seminarium dyplomowym.

Dzięki temu, że można wybierać zajęcia i profesorów, studiuje się to, co się chce i u kogo się chce. To zalety. Podstawową wadą jest to, że na każdych zajęciach jest się w innej grupie studentów. Dlatego nie jest łatwo się zaprzyjaźnić z kimś na uczelni. Poznawaniu innych studentów sprzyjają imprezy organizowane w klubach i akademikach. I jest ich naprawdę sporo.


niedziela, 2 listopada 2008

Zaduszki

Dzisiaj jeszcze parę zdjęć z Cmentarza Centralnego.



Cmentarz Centralny





grobowiec rodzinny



grobowiec rodzinny




polskie akcenty:








grób Beethovena





grób Schuberta







groby Straußa i Brahmsa


sobota, 1 listopada 2008

Cmentarz Centralny

Dzisiaj, podobnie jak wielu Polaków mieszkających w Wiedniu, odwiedziliśmy Zentralfriedhof, czyli Cmentarz Centralny. Wiele się słyszy o fascynacji Wiedeńczyków śmiercią, a w mieście znajduje się nawet Muzeum Pochówków. Austriaków na cmentarzu było jednak niewielu. Płonących zniczy widzieliśmy dosłownie kilka. Groby są zadbane, a która firma ogrodnicza o to zadbała, można odczytać na wbitych w ziemię tabliczkach. Przy bramach cmentarnych oprócz kwiatów i zniczy kupić można kiełbaski, langosze, kasztany...

Może coś w tym jest, bo na spacer po tym pięknym, zielonym cmentarzu trzeba poświęcić sporo czasu. Powierzchnia powstałej w 1874 roku nekropolii wynosi 2,5 km². Zentralfriedhof znajduje się na obrzeżach miasta, co jest konsekwencją reform cesarza Józefa II. On to zarządził przeniesienie poza miasto cmentarzy znajdujących się w obrębie obecnego Gürtla. W ten sposób powstało pięć nowych nekropolii. Z powodu napływu ogromnej ilości ludzi do Wiednia okazało się już w XIX wieku, że są one za małe. Dlatego rada miejska zdecydowała o utworzeniu Cmentarza Centralnego.


Cmentarz Centralny


Nie cieszył on się popularnością wśród mieszkańców i był ostro krytykowany, przede wszystkim ze względu na długi i niewygodny dojazd oraz ponurość miejsca. Aby zwiększyć jego atrakcyjność przeznaczono w 1881 roku część cmentarza na groby znanych wiedeńskich postaci. Wtedy przeniesiono z innych cmentarzy szczątki m.in. Beethovena i Schuberta. Oprócz nich pochowani są tam m.in.: Brahms, Gluck, Loos, Salieri, Strauß (ojciec i syn), Werfel i wielu innych pisarzy, kompozytorów, architektów, aktorów, polityków związanych z Wiedniem. Prezydentów Drugiej Republiki pochowano w Krypcie Prezydenckiej. Ponadto znajduje się tu pomnik - symboliczny grób Mozarta. Jego szczątki spoczywają bowiem w zbiorowej mogile na cmentarzu St. Marx.


symboliczny grób W. A. Mozarta


Groby najsławniejszych bardzo łatwo znaleźć. Wystarczy wysiąść z tramwaju linii nr 6 przy głównej bramie cmentarza i iść główną aleją w stronę pięknego, secesyjnego kościoła pod wezwaniem Karola Boromeusza. Po kilkudziesięciu metrach po lewej stronie zobaczymy groby kompozytorów i innych znamienitych postaci. Idąc dalej prosto w stronę kościoła, nie da się nie zauważyć Krypty Prezydenckiej.



kościół Karola Boromeusza


Zachęcam do wejścia do kościoła, tym bardziej, że rzadko spotyka się secesyjne budowle sakralne. Na mnie wywarł on ogromne wrażenie. Warto poświęcić chwilę i wjechać windą na chór. Można stamtąd podziwiać i wnętrze kościoła, i cmentarz.



kościół Karola Boromeusza