środa, 5 listopada 2008

Campus i biurokracja na uniwersytecie, czyli student też człowiek


Campus uniwersytecki jest bardzo ciekawym miejscem. Jeszcze ciekawiej robi się na myśl o tym, że zajmuje on mury dawnego szpitala, a częścią całego kompleksu jest słynna Wieża Wariatów (Narrenturm) - dawny szpital psychiatryczny, który kryje dziś w swoich murach Muzeum Anatomii Patologicznej.




plan campusu



Das Alte Allgemeine Krankenhaus (Altes AKH), czyli stary szpital, powstał na życzenie cesarza Józefa II pod koniec XVIII wieku. Za panowania Franciszka Józefa został rozbudowany, a już pod koniec XX wieku zamknięty. Do szpitalnych budynków wprowadziły się instytucje uniwersyteckie, biblioteki, a także księgarnie, punkty ksero, biuro podróży, nauka jazdy... Odbywają się tu wykłady. Wybudowano minimarket. Powstała knajpka z browarem o wymownej nazwie "Ambulanz". Na jednym z dziedzińców co roku odbywa się niewielki jarmark adwentowy, na którym można przede wszystkim napić się grzańca i coś przegryźć.





browar Ambulanz - pogotowie ratunkowe dla studentów



W campusie jest bardzo przyjemnie i spokojnie, mimo że znajduje się on przy dość ruchliwej ulicy blisko centrum (dwa przystanki tramwajowe od głównego gmachu uniwersytetu). Jego ciche dziedzińce pełne są zieleni. Można tam naprawdę odetchnąć miedzy wykładami lub podczas przerwy w załatwianiu masy spraw papierkowych.




przejście z dziedzińca na dziedziniec




przejście z jednego dziedzińca na drugi




Nie da się ukryć, że Austria zasłużenie słynie z nadmiaru biurokracji. Załatwienie zaliczenia egzaminów zdanych na innych uczelniach wymaga minimum dwóch wizyt w głównym gmachu uniwersytetu, a potem minimum dwóch w campusie. To minimum jest prawie niemożliwe do osiągnięcia, chociaż szczęściarze się zdarzają... Na Uni Wien nie ma indeksów. wszystkie oceny są w systemie komputerowym i każdy student ma dostęp do swoich ocen 24 godziny na dobę. Mimo to przed obrona pracy trzeba przepisać ręcznie wszystkie nazwy przedmiotów z datami egzaminów oraz z ocenami, jakie się uzyskało. Te papiery (+cały stos innych) wędrują wraz ze ściągniętymi z systemu i wydrukowanymi ocenami do odpowiedniej instytucji. A potem trzeba osobiście pojechać za nimi do tejże instytucji, żeby się dowiedzieć, czy jest wszystko w porządku i odebrać kolejny formularz do wypełnienia...

Biurokracja jest straszliwa, ale na szczęście student nie jest pozostawiony sam sobie. Naprawdę wszyscy (od profesorów poprzez ich sekretarzy az po panie wydające formularze) są bardzo mili, cierpliwi i pomocni. Sekretariaty są otwarte w tych godzinach, jakie widnieją na drzwiach. Profesorowie o wszelkich zmianach terminów konsultacji informują z odpowiednim wyprzedzeniem w swoich sekretariatach, na drzwiach gabinetów i (jeśli mają) na swoich stronach www. Wszyscy starają się pamiętać nazwisko studenta i zwracac sie do niego per pani/pan X (zwracanie się "Frau Kowalska" w języku niemieckim jest formą grzecznościową i świadczy o szacunku do drugiej osoby). Profesorowie i ich sekretarki dotrzymują słowa, odpisują dość szybko na maile, pożyczają własne książki, a czasem nawet kserują wybrane rozdziały. Prace semestralne też jakimś cudem nie giną. No i jeszcze coś, co mnie zszokowalo (potem się przyzwyczaiłam): podczas konsultacji profesor staje w drzwiach gabinetu, prosi studenta do siebie, wita go usciskiem dłoni, proponuje krzesło, cierpliwie wysłuchuje, często robiąc notatki, a na pożegnanie odprowadza do drzwi i życzy milego dnia. To, że konsultacje odbywają się punktualnie, a za najdrobniejsze spóźnienie profesorowie przepraszają studentów wydaje się być w tej sytuacji całkowicie naturalne.

Brak komentarzy: